i kolejny weekend odchodzi do przeszłości... za chwilkę grudzień... i trzeba będzie się wziąść za pisanie :/ a może po raz kolejny dam sobie jeszcze miesiąc przerwy?? 2 lata studiów za mną a efekt marny... zero publikacji, zero udziału w konferencjach, zero materiałów... za to kilka pomysłów o czym by pisać... szkoda tylko że chęci brak :( nie chce mi się poprostu nie chce. Dzień za dniem mija w takim tempie, że nie ogarniam... Ciągle tylko praca, dom, i znów praca i znów dom... a gdzie w tym wszystkim czas dla mnie... gdzie w tym wszystkim ja...??
Weekend znów mi minął - nie zrobiłam nic... Postanowiłam, że muszę zacząć sama rozwiązywać swoje problemy - koniec z zawracaniem głowy wszystkim, zwłaszcza moim przyjaciołom... I tak szybko jak postanowiłam, tak szybko napisałam tu i tam, że znów mi źle że wszystko jest do d... Jednym słowem znów mi nie wyszło :(
Chciałam wyjść z domu i wpaść tu i tam na kawkę. Tak z zaskoczenia... Rezultat ten sam - przesiedziałam niedzielę przed kompem, bezmyślnie przeglądając strony internetowe, gdybym jeszcze wiedziala czego tam szukam...
Po raz kolejny górę nad tym co chcę wziął rozum. Znów zaczęłam wszystko kalkulować, myśleć i nic z tego dobrego nie wyszło... Jak zawsze. Czy można wyłączyć myślenie choć na jeden dzień, ba nawet na kilka godzin, po to tylko by ujawniła się SPONTANICZNOŚĆ... Dlaczego jest mi tak trudno po prostu wyjść z domu, wsiąść w samochód i jechać tam gdzie akurat chcę być. Czego ja się boję??
W tym pędzie życia zgubiłam chyba to co najcenniejsze - radość z małych prostych rzeczy... od jakiegoś czasu wszystko co robię musi być wcześniej zaplanowane, tylko po co? czy nie lepiej by było wyjść trzasnąć drzwiami i cieszyć się tym co życie z sobą niesie??
Moje drogi ze znajomymi z liceum już dawno się rozeszły. Smutne ale prawdziwe. Zawsze kiedy gdzieś przypadkiem spotkamy się na ulicy obiecujemy sobie że już niedługo sie spotkamy, i tak mijają kolejne dni miesiące nawet lata a ja stoję w tym samym punkcie. Mimo że codziennie jestem w ich rodzinnym mieście nie mogę się do nich wybrać. Cały czas brakuje czasu... Ciągle jest coś ważniejszego... I tym sposobem dni nie rożnią się od siebie, miesiące mijają, lat przybywa...
Chciałabym znaleźć odskocznię od codzienności, zmienić choć trochę swoje życie... ale tak trudno mi jest zrobić ten pierwszy krok.
Czasami odnoszę wrażenie, że w tym moim życiu już nic nie zmieni się na lepsze... że z dnia na dzień jest coraz gorzej. Coraz mniej czasu a coraz więcej obowiązków...
Każdego dnia toczę walkę o to co chiałabym mieć, o to kim tak naprawdę chciałabym być... Nie każdego dnia wygrywam... Na polu bitwy zostałam sama i to ode mnie zależy co będzie dalej... Nie mogę każdego dnia liczyć na to, że ktoś znajdzie dla mnie czas... Każdy ma swoje życie, którego małym ogniwem jestem ja... Nie mogę cały czas liczyć na swoich przyjaciół bo oni też mają swoje życie...
Myślałam że wybranie samotności było moim świadomym wyborem, że już przyzwyczaiłam się do niej, ale chyba nie do końca tak jest. Nie cierpię tychh cholernych weekendów, kiedy zostaję sam na sam z moimi myślami... Kiedy wśród tłumu ludzi jaki mnie otacza czuję się cholernie samotna i kiedy po raz kolejny stwierdzam, że nie pasuję do tej cholernej układanki...